Teresa Worobiej |
Wysłany: Śro 17:21, 04 Lis 2009 Temat postu: |
|
.
Odpust w najstarszej w Wilnie świątyni pw. Wniebowzięcia NM Panny
„Gorliwość o dom Twój pożera mnie” (I)
W tym roku mija 10 lat odkąd biskup Jonas Boruta, ówczesny biskup pomocniczy Archidiecezji Wileńskiej, poświęcił kościół, by można było w nim ponownie sprawować Najświętszą Ofiarę.
Dekada ta przyniosła wiele zmian zarówno dla budynku kościoła jak i utworzenia się wspólnoty wiernych przy kościele franciszkańskim.
W związku z małym jubileuszem franciszkańskiej świątyni na Piaskach postanowiliśmy porozmawiać z o. Markiem DETTLAFFEM, który jest jego rektorem i troszczy się o renowację budynku.
„Żywa” historia o. Kamila
Po odzyskaniu przez Litwę niepodległości, franciszkanie w ciągu 8 lat (1991-1998) ubiegali się o odzyskanie swojej świątyni. Wówczas żył jeszcze o. Kamil Wełymański, który ostatni z wileńskich franciszkanów w roku 1949 opuścił świątynię z powodu zesłania na Syberię. Po powrocie z łagrów w roku 1958, do diecezji wileńskiej, pracował w Miednikach, jednak zawsze pragnął, aby współbracia powrócili do najstarszej w stolicy świątyni.
To jego pragnienie wypływało z serca: był bardzo związany z duszpasterstwem tego kościoła, co jest zresztą udokumentowane na wielu zdjęciach, na których jest wraz z grupami ministrantów, sodalicji mariańskiej, przy figurze Matki Bożej.
Napisał dla sodalicjanek modlitewnik o kulcie Matki Bożej pt. „Moja mała książeczka”, prowadził dla nich rekolekcje. Zawsze był przywiązany do świątyni, szczególnie zaś do figury Matki Bożej zwanej Białą Panią.
„Z lat 90., kiedy staraliśmy się o zwrot kościoła, mam wiele wspomnień związanych ze spotkaniami z o. Kamilem – opowiada o. Marek. – Pamiętam jedno takie spotkanie: siedzieliśmy przy stole w jego pokoiku pod wizerunkiem, na którym o. Kamil jest przedstawiony jako kapelan AK. I chociaż nie był zbytnio wylewny, mało opowiadał o swoich przeżyciach związanych z zsyłką, pracą przy kościele, dało się wyczuć jego wielkie przywiązanie do świątyni i chęć powrotu do niej. Bardzo wiele dowiedziałem się już po jego śmierci z dokumentów, które zgromadził.
Nasze rozmowy nie opierały się na wspomnieniach o. Kamila, jednak stał się on niejako moim duchowym mistrzem na drodze odzyskania kościoła. „Zaraził” mnie wielką miłością do świątyni, tradycji, franciszkanów, historii. Już wcześniej pociągały mnie nauki historyczne, ale o. Kamil pozwolił mi dotknąć „żywej” historii.
Można powiedzieć, że połknąłem bakcyla. Dzięki temu wiedziałem, że powinniśmy dążyć do odzyskania kościoła pomimo wszelkich piętrzących się trudności. Historia świątyni się powtarza: kłopoty, przez które przeszli franciszkanie wcześniej, gdy odzyskali ją po uprzedniej kasacie zakonu przez cara, były podobne do tych, które mieliśmy na początku lat 90”.
Nauczyć się uporczywego obijania progów
To o. Kamil zawsze wierzył i przekonywał młodych braci przybyłych do Wilna, że trzeba się starać o zwrot kościoła. Tym bardziej, że przełożeni z Włoch nie zawsze rozumieli sensu odzyskiwania świątyni, w którą należy włożyć tyle środków, iż można z powodzeniem wybudować nowy kościół i klasztor. Od o. Kamila franciszkanie nauczyli się pewnego „ewangelicznego natręctwa” w myśl słów Jezusa zachęcających do uporczywej modlitwy w różnych sprawach: „proście, a dadzą wam; kołaczcie, a otworzą wam”.
„Gdy przyszliśmy do biskupa Juozasa Tunaitisa, by już podpisać dokument przekazania budynku kościoła przez Kościół dla franciszkanów, ekscelencja był zajęty i nie mógł nas przyjąć, odsyłano, byśmy przyszli kiedy indziej – wspomina o. Marek.
– O. Kamil powiedział wówczas: „Mamy czas, to poczekamy sobie”. Był już stary, schorowany, ktoś podał mu krzesło, więc usiadł na korytarzu i czekał. Powiedział do mnie wtedy: „Jak będą cię odsyłali z różnych powodów, mówili, byś przyszedł innym razem, to powiedz, że masz czas i zaczekasz”.
Wykorzystałem to potem wiele razy, obijając progi urzędów. Wtedy udało się w miarę szybko, bowiem biskup pozałatwiał swoje sprawy i przyjął nas na podpisanie dokumentu o przekazaniu kościoła oo. franciszkanom.
Zresztą taki upór sprawdził się wiele razy: kiedy nie chciano ze mną rozmawiać, wtedy siadałem w biurze i mówiłem, że poczekam. Widok mnicha w habicie wzruszał urzędników, którzy starali się pomóc”.
Lata Litwy niepodległej – dewastacja świątyni
Starania o odzyskanie kościoła były prowadzone od roku 1991. Od razu, gdy Litwa stała się krajem niepodległym, minister generalny franciszkanów napisał list do kurii biskupiej i do rządu RL. Właściwie kościół można było odzyskać już w roku 1995, gdy władze Litwy były gotowe przekazać go Kościołowi, tym niemniej kuria biskupia w wyniku różnych spraw biurokratycznych przejęła go dopiero po trzech latach i przekazała dawnym właścicielom, czyli franciszkanom.
Lata 1991 – 1998 były najgorszym czasem dla budynku, który został zdewastowany. Bowiem do roku 1990 w kościele działało archiwum, w związku z czym dbano o budynek, który był zachowany w niezłym stanie, ogrzewany, była wymieniana dachówka. Po roku 1990 Instytut Konserwacji Zabytków (dzisiaj już nieistniejący) rozpoczął w kościele badania, które były źle wykonane i architektonicznie, i archeologicznie.
Źle wyremontowano dachy, kładąc ruberoid, który po trzech latach zbutwiał; woda dostawała się do środka, co stało się powodem ogromnej wilgoci w kościele i zniszczenia malowideł. Po dzień dzisiejszy w piwnicy pod zakrystią w drewnianych skrzynkach są szczątki należące prawdopodobnie do fundatorów kościoła, które zostały wydobyte z krypt i najzwyczajniej sponiewierane podczas badań. Czekają one na renowacje krypt, do których zostaną z powrotem złożone.
„Dzień przed odzyskaniem świątyni byłem w kościele wraz z dyrygentem Wileńskiej Orkiestry św. Krzysztofa i usłyszeliśmy, że ktoś chodził po dachu świątyni – opowiada o. Marek. – Ponieważ nie byłem jeszcze właścicielem kościoła, więc zignorowałem tę uwagę. Natomiast gdy wychodziliśmy z budynku, zauważyliśmy, że na strychu został rozniecony ogień. Dzięki szybkiej interwencji u straży pożarnej ogień zgaszono i nie spowodował on większej szkody. Dzień przed odzyskaniem budynku świątyni ktoś chciał nam zaszkodzić i tylko dzięki temu, żeśmy tam byli w tym czasie, udało się uniknąć wielkich strat”.
(Cdn.)
Przed 10 laty rozpoczynałam studia, gdy poznałam oo. franciszkanów, którzy pracowali w Miednikach. Pamiętam ich wielki zapał i chęć powrotu do swego wileńskiego kościoła. Wiadomość o odzyskaniu kościoła przez franciszkanów dościgła mnie w Lublinie, gdy kilka tygodni dzieliło studentów od letnich wakacji. Cieszyli się wtedy wszyscy wilniucy przebywający w Lublinie na studiach i oczywiście „po studencku” to uczcili. Natomiast kiedy po powrocie do Wilna odwiedziliśmy kościół, opłakany stan świątyni wywołał przygnębienie. Wierni przybywający do kościoła musieli wówczas podwinąć rękawy, by zabrać się do pracy: przede wszystkim do posprzątania.
Teresa Worobiej
Jedna z najstarszych świątyń Wilna – franciszkański kościół pw. Wniebowzięcia NMP na Piaskach w uroczystość odpustową, 15 sierpnia, w święto Matki Bożej Zielnej, obchodzi jubileusz 10-lecia poświęcenia.
Chociaż dokładnej daty powstania w tym miejscu świątyni nie wiemy, historycy uważają, że drewniany kościółek franciszkański w Wilnie na Piaskach został wybudowany jeszcze przed oficjalnym chrztem Litwy, w połowie XIV wieku. Kościół zniszczony po najeździe krzyżackim na Wilno pod koniec XIV wieku został odbudowany i poświęcony Maryi Pannie w 1421 roku.
Do naszych czasów zachowały się w świątyni niektóre elementy z tamtego okresu: kryształowe sklepienie w prawej nawie, wieża tuż za fasadą kościoła oraz niektóre gotyckie elementy fasady. Natomiast w roku 1456 Stolica Apostolska nadała kościołowi tytuł „Ecclesia Venerabilissima” (Najczcigodniejsza Świątynia) za to, że został zbroczony męczeńską krwią franciszkanów, których za przyzwoleniem Giedymina sprowadził w pierwszej połowie XIV wieku Piotr Gasztołd.
Liczne najazdy i wojny, a także pożary trawiące Wilno przyczyniały się do niszczenia świątyni. Jednak za każdym razem franciszkanom udało się powrócić do swojej własności i odbudować świątynię. Po upadku Powstania Styczniowego kościół i klasztor z rozkazu carskiego uległy kasacie, świątynię zamieniono na archiwum.
Dopiero w roku 1934 do kościoła powrócili prawowici właściciele, by zaledwie do roku 1948 sprawować tutaj nabożeństwa. W latach okupacji sowieckiej (do 1990 r.) kościół znowu został zamieniony na archiwum.
Dopiero w maju 1998 roku świątynię zwrócono franciszkanom Gdańskiej Prowincji, którzy odbudowują cenny zabytek – świadek wielu dziejów; troszczą się też o świątynię duchową wiernych, sprawując nabożeństwa, prowadząc duszpasterstwo.
. |
|